Zajęcia 28: Ćwiczymy czytanie ze zrozumieniem.

Dzień dobry Kochani Uczniowie:)

I już nadszedł grudzień! Wszyscy powolutku będziemy przygotowywać się do świąt. Na zajęciach rewalidacyjnych temat ten pojawiać się będzie często. Dziś zachęcam Was do przeczytania zamieszczonego poniżej tekstu- możecie zrobić to po cichu lub na głos. Następnie wykonajcie krótki test, który sprawdzi, co udało się Wam zapamiętać z treści tekstu. Powodzenia:)

TEKST

„Opowieść o pewnej nocy, podczas której przemówiły psy”

Maggie uwielbiała ten rozgardiasz, jaki towarzyszył przygotowaniom do obchodów Świąt Bożego Narodzenia. Zresztą, jeśli miałaby być szczera, to najbardziej z całych świąt lubiła wigilię i przygotowania do niej. Zakupy, pomoc mamie w kuchni, nawet dokładne sprzątanie całego mieszkania.

Dzień przed wigilią tata, Maggie i dwójka jej rodzeństwa jechali wspólnie szukać wymarzonej choinki. Mama cieszyła się z tej chwili samotności w domu. Uwielbiała czytać, ale oczywiście podczas świątecznych przygotowań było na to zbyt mało czasu. Zamiast jechać z rodziną po drzewko, mówiła, że ma zbyt dużo pracy w kuchni – kapusty, pierogi, krokiety, uszka, barszcz, kompot nie zrobią się przecież same. Jednak gdy tylko za jej mężem i dzieciakami zamykały się drzwi od mieszkania, szybko parzyła sobie kawę i zasiadała do przerwanej przed świąteczną gorączką lektury. Nigdy rodzinę nie zastanawiał fakt, że podczas ich nieobecności prace w kuchni jakoś nie posuwały się w ogóle naprzód. Wszyscy byli zaaferowani nowym domownikiem, czyli drzewkiem. Co roku podczas jego zakupu pojawiał się ten sam problem: świerk czy jodła kaukaska? Tata zawsze stawiał na jodłę, ponieważ zdecydowanie wolniej traciła igły, w przeciwieństwie do świerku, który sypał się niemiłosiernie. Dzieciaki zdecydowanie wolały świerk – jego zapach, gęstość gałązek i przecudny, żywy zielony kolor. Różnie wyglądały wyniki tej batalii pomiędzy ojcem a jego pociechami. W tym roku wynik prezentował się następująco: tata – 0, dzieci – 1.

Ubieranie choinki co roku przebiegało według tego samego schematu. Najpierw lampki, które rozplątywało rodzeństwo, a z namaszczeniem nakładał na drzewko pan domu. Następnie dzieciaki zawieszały bombki i łańcuchy. Maggie od jakiegoś czasu dość krytycznie patrzyła na rodzinną choinkę – w domach większości jej koleżanek drzewka były ozdobione niczym z gazety na złoto-czerwono lub niebiesko-srebrno. Ich choinka za to była we wszystkich możliwych kolorach i na pewno nie można było na niej znaleźć dwóch takich samych ozdób – była to wielce interesująca kilkupokoleniowa zbieranina. Nawet łańcuchy nie były standardowe – wykonane przez Maggie jakieś sto lat temu, kiedy była jeszcze dzieciuchem, nie to, co teraz.

Wisienką na torcie wigilijnych przygotowań było pakowanie prezentów. Maggie, jako naczelny pakowacz, za sztab generalny miała swój pokój, gdzie od kilku tygodni czekało specjalnie uprzątnięte w szafie miejsce na prezenty. Dziewczyna uwielbiała je pakować przy pomocy rodzeństwa, wsłuchując się w dobrze znane i ukochane melodie kolęd i pastorałek zespołu Universe. Koleżanki wyśmiały ją kiedyś okrutnie, kiedy opowiedziała im z błyskiem w oczach o tym ukochanym przez siebie czasie. Szczególnie naigrywały się ze starego i w ogóle już niemodnego zespołu. Maggie nie przejęła się jednak tym zbytnio. Widocznie nigdy nie słyszały ich utworów, inaczej nie gadałyby takich głupot.

To, co Maggie umiłowała bardziej od pakowania prezentów, było zdobienie pierników. Wspólnie z rodzeństwem co roku prześcigali się w coraz bardziej wymyślnych dekoracjach. Szczególnie pożądane kształty: ludzik, serduszka i gwiazdki mama zawsze dzieliła sprawiedliwie między trójkę swoich pociech. Co prawda Maggie próbowała mamie przeperswadować, że jako starsza, powinna mieć więcej, ale nie przyniosło to oczekiwanego przez nią skutku.

W domu Maggie nie było w zwyczaju czekać z kolacją wigilijną na pierwszą gwiazdkę. Działo się tak z powodu pracy mamy – była pielęgniarką i prawie co roku musiała iść na dyżur do szpitala. Wigilię więc rozpoczynali już około godziny 16 jeśli zmiana mamy zaczynała się o 19:00, lub o 19:30, gdy mama wracała z dyżuru do domu.

Na stole oczywiście znajdowało się 12 potraw: opłatek, kompot, barszcz, uszka, krokiety, ziemniaki, kapusta z grochem, kapusta z grzybami, pierogi z kapustą i grzybami, karp, makówki i pierniki. Każdy, obowiązkowo!, musiał skosztować wszystkich potraw. Maggie aż ślinka ciekła na samo wspomnienie o cudownym barszczu na własnej roboty zakwasie buraczanym, doprawionym śmietanką. Na to cudo można było czekać cały rok! Zresztą wszystko, co znalazło się na wigilijnym stole zasługiwało na co najmniej jedną gwiazdkę Michelin, mama była wspaniałą kucharką. Wszystko oczywiście poza siankiem, które tradycyjnie również znajdowało się pod obrusem. Maggie zawsze w wigilię żałowała, że jej brzuch nie jest większej pojemności. Co prawda pani na historii opowiedziała im kiedyś o pewnym zwyczaju starożytnych Greków, którzy zwracali pokarm i wino, wcześniej połaskotawszy gardło piórkiem. Wszystko po to, żeby mogli zjeść i wypić więcej. Maggie jednak zrezygnowała z proponowania rodzinie tego typu rozwiązań, ponieważ nie wzbudziłyby one ich entuzjazmu – tego była pewna.

Normalnie Maggie nie mogłaby doczekać się prezentów, wspólnego kolędowania, opychania się słodyczami, wspólnego oglądania „Kevina samego w domu”. W ty roku jednak dziewczyna czekała jednak na coś jeszcze. W ostatniej książce o swojej ulubionej bohaterce przeczytała, że zwierzęta w wigilijną noc potrafią mówić! Ludzkim głosem! Trwa to jedynie chwilę – tyle, ile czasu mija od pierwszego do dwunastego uderzenia zegara wybijającego północ. Maggie nigdy nie słyszała swoich psów, bo zawsze spała już o tej godzinie. W tym roku jednak postanowiła nastawić budzić i posłuchać, co jej trzy ukochane psiaki mają do powiedzenia. Planem podzieliła się z rodzeństwem, które było równie podekscytowane jak ona. Dziewczyna powiedziała jednak, że w tym roku sama ona sama porozmawia z psami, a w przyszłym obudzi również ich.

Budzik jednak nie był potrzebny, Maggie była tak podekscytowana, że nie potrafiła zasnąć. Kilka minut przed północą usiadła na ziemi i cichutko zagwizdała, żeby przywołać do siebie psy. Czworonogi oczywiście od razu usiadły przed swoją panią i zdziwionym, trochę zaspanym wzrokiem patrzyły na nią, czekając na to, co będzie się działo.

- Ej, Kazik, siadaj! Nie idziesz z powrotem spać! W tym roku porozmawiamy sobie. – powiedziała dziewczyna, zatrzymując ręką rudego psiaka, który zamierzał iść na swoje legowisko i dogonić tę kiełbaskę, którą gonił we śnie.

Jeszcze kilkanaście sekund… Spojrzała głęboko w orzechowe oczy Polci, czarne ślepka Bułki i czekoladowe oczka Kazika, które pokrywała już starcza zaćma. Nareszcie zegar wybił pierwsze uderzenie. I wtedy stało się: usłyszała cudowną pieśń swoich psów. Pieśń o miłości, oddaniu, wierności, posłuszeństwie, radości z przebywania z nią i smutku, kiedy jej nie ma. Dziewczyna patrzyła w oczy swoich czworonożnych przyjaciół i słuchała tego pięknego hymnu o więzi łączącej człowieka i psa. Zegar wybił dwunaste uderzenie i z oczu dziewczyny pociekły łzy. Nie dlatego, że przestała słyszeć to, co mówiły do niej Kazik, Pola i Bułka. Dalej słyszała, słuchała całym sercem. Łzy, które powolutku płynęły po jej policzkach, kapały z brody i wsiąkały w piżamę, były Łzami Szczęścia. Bo Maggie pojęła coś bardzo ważnego - psy mówią do nas cały czas, tylko trzeba słuchać. Każde psie spojrzenie, każde machnięcie ogonem, każdy skok po powrocie właściciela do domu, każdy równy oddech podczas ich snu, każde szczeknięcie w trakcie zabawy mówią o prawdziwej miłości, oddaniu, posłuszeństwie. Dziewczyna płakała, bo była szczęśliwa, że znalazła się w gronie ludzi, którzy słyszą zwierzęta.

autorka: Anna Krupanek

Rozwiążcie krótki test:)